Nikły
blask lampki rozświetlał pokryte drewnem ściany pomieszczenia. Tumany kurzu
unosiły się wokół źródła światła. Stukot sztybletów rozbrzmiał w stajni.
Zakapturzona pchnęła drzwi, które otworzyły
się ze zgrzytem. Wstęgi światła oplotły sylwetkę dziewczyny. Spod kaptura dało
się dostrzec prosty nos, wąskie, zaciśnięte usta oraz wymykające się spod
materiału blond pasma. Zakapturzona wolnym krokiem zmierzała w stronę krzesła
znajdującego się przy biurku. Z nutką niepewności oparła bladą dłonią na drewnianym
oparciu. Zawahała się na chwilę. Jej oddech drżał. W głowie miała kołtun myśli,
a w sercu ścisk. Musiała czymś zająć umysł.
Usiadła na krześle i oparła się wygodnie,
jakby miał to być odpoczynek po pracowitym dniu. Chciała zmylić mózg, zapomnieć
choć na chwilę. Wypuściła powietrze ze świstem i skierowała spojrzenie na
pliczek dokumentów leżących po lewej stronie. Sięgnęła po pierwszą kartkę z
wierzchu. Zerknęła na zawartość. Zaczęła czytać słowa zapisane cienkim
druczkiem powoli zajmując myśli. Nagle usłyszała głośny łoskot. Obruszyła się
wystraszona i obejrzała w tamtym kierunku, była roztrzęsiona. Do jej uszu
dotarło donośne rżenie, odetchnęła z ulgą.
Miała
konie. Te niesforne rumaki lubiły sobie dogryzać, więc stąd odgłosy. Powróciła
do przeglądania dokumentu. Był to dowód własności jej pierwszego konia.
Uśmiechnęła się przypominając sobie te dawne czasy.
Nazywała
się Adelaide Silverrock, pochodziła z dalekiego wschodu, lecz zaraz po
skończeniu nauki przybyła do Jorvik. Ta malownicza oraz niezmącona żadnymi
niesnaskami wyspa zauroczyła ją od pierwszych kroków. Wydawało się, że te
okolice niosą ze sobą wyłącznie radość z życia i serdecznych mieszkańców.
Niestety myliła się...
Blond
włosa przeglądała kolejne kartki, a jej mina zrzedła kiedy doszła do karty
zdrowia konia o imieniu Hades. Naumyślnie zaczęła myśleć o tamtym zdarzeniu.
Tamtego
upalnego dnia gorące powietrze drżało, a z nieba lał się żar. W słomianym
kapeluszu przemierzała tętniące życiem Miasteczko Srebrnej Polany. W kieszeni
zaciskała pięść na sporej sumie przeznaczonej do zakupu kolejnego czworonożnego
towarzysza. Jej niebieskie oczy lśniły z podekscytowania, a na twarzy malował
się szeroki uśmiech. Żwawym krokiem skierowała się na farmę zaprzyjaźnionego Marleya.
Przywitała się uprzejmie i zapłaciła mężczyźnie, po czym pognała do stajni.
Oporządzony koń czekał już na nowego
właściciela, a Adelaide jak wyliczankę powtarzała w myślach imię, które uznała
za idealne. Otworzyła mosiężne drzwi, a jej oczom ukazał się dostojny, kary
wierzchowiec. Zagryzła dolną wargę z podekscytowania i powoli podeszła do
ogiera, aby go nie spłoszyć.
Quater
Horse spojrzał na nią bystrymi, brązowymi oczyma. Adelaide dostrzegła w nich
zaufanie. Opuszkami palców dotknęła jego jedwabistej sierści na szyi, po czym
zatopiła dłoń w bujnej grzywie ogiera. Uśmiechnęła się urzeczona i ułożyła
drugą rękę na chropowatym pysku konia.
-
Witaj, Hadesie - szepnęła wyraźnie wypowiadając imię. Koń parsknął w
odpowiedzi, a blond włosa uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Od tamtej chwili
zaczęła się ich przygoda.
Kary
ogier szybko przyzwyczaił się do nowego otoczenia i łatwo zyskał zaufanie
pozostałych mieszkańców stajni. Dla jasnowłosej stał się oczkiem w głowie oraz
najwierniejszym towarzyszem.
Kiedy
słońce chowało się już za górami, a powietrze się ochłodziło postanowili wybrać
się na przejażdżkę.
Hades
z gracją pokonywał kilometry beztroskich płat zieleni. Kiedy wjechali do lasu
rozpoczął się szaleńczy galop między pniami wiekowych drzew. Promienie światła
przedzierały się przez gęste korony i glansowały na sprzęcie wierzchowca.
Tętent kopyt słychać było z daleka, lecz nieoczekiwanie zagłuszył go
przerażający grzmot. Ogier automatycznie wzniósł się na tylne kopyta przez co
Adelaide omal nie zsunęła się z siodła. Dziewczyna poklepała go uspokajająco po
szyi. Zwierze parsknęło zaniepokojone.
Dziewczyna
wyprostowała się w siodle i rozejrzała dookoła. Ogier niespokojnie przebierał
nogami wyczuwając zagrożenie. Zmarszczyła brwi zaciekawiona. Rozbrzmiał kolejny
grzmot.
-
Huh? - obejrzała się i przymrużyła oczy, aby lepiej dostrzec zdarzenie. Na
ścianach gór migocząc oraz drżąc tańczył oślepiający blask w odcieniach różu.
Chwilę po pojawieniu się tajemniczego światła do uszu Adelaide docierał głośny
huk. Jej umysł wręcz krzyczał „Zignoruj, uciekaj!”, ale ciekawość zwyciężyła
nad rozumem. Stanowczo zawróciła konia. Z początku ogier nie był skory do
współpracy, ale po postawieniu paru kroków w kierunku magicznej poświaty także
zaraził się rządzą przygody.
Hades
puścił się cwałem w stronę skalistych szczytów. Kiedy wjechali do doliny ich
ciała zaczęła oplatać gęsta mgła. Ogier szedł z wysoko uniesioną głową i
rozglądał się nerwowo. Kolejny huk sprawił, że zaczął się cofać i rżeć przerażony,
omiatał dolinę rozbieganym wzrokiem, ale mgła zasłaniała widoczność.
-
Spokojnie kochany, cichutko... - niebieskooka starała się go uciszyć, gdyż tym
nagłym atakiem paniki narobił hałasu. Sprawnie ześlizgnęła się z siodła i
pogładziła go po pyszczku. Grobową ciszę przerwał brzdęk strzemion. Złapała za
wodze i rozejrzała się ponownie. Wszystko jakby znieruchomiało.
Postanowili
ruszać dalej, a ciche skrzypienie siodła echem odbijało się od gór i zdawało
dudnić na całą okolicę. Po chwili spokoju ziemia pod ich stopami zadrżała, a
kamyki osunęły się ze szczytów. Skały runęły na ziemię unosząc duszący dym.
Ogier stanął dęba wyrywając się z uścisku dziewczyny. Jego rżenie zagłuszały
huki, które nasiliły się. Blond włosa zaczęła kaszleć i rozpaczliwie łapać
oddech. Ogier wznosił się na tylne kopyta unosząc głowę ponad oparami.
Dziewczyna słyszała wyłącznie szum własnej krwi. Nie mogąc swobodnie oddychać
postanowiła wspiąć się na siodło. Włożyła stopę w strzemię w momencie kiedy
grot strzały ze świstem przeszył powietrze.
Poczuła przeszywający ból na
policzku, a wyskok spłoszonego ogiera spowodował, że legła na ziemię. Syknęła z
bólu i przyłożyła dłoń do policzka. Otępiała kiedy wyczuła pod palcami ciepłą
ciecz. Wyciągnęła umazaną krwią dłoń przed siebie, ale jej mózg zdawał się nic
nie rejestrować.
Z
otępienia wyrwało ją rżenie agonii. Zapominając o bólu poderwała się z miejsca
i rzuciła na kolana tuż przy ciele rumaka. Jego klatka piersiowa poruszała się
niemiarowo. Koń starał się oddychać, ale z jego pyska wydobywało się
charczenie.
Oniemiała
dziewczyna zakryła usta ręką kiedy zobaczyła sterczącą z uda ogiera strzałę. Na
jej twarzy pojawił się grymas bólu, a po policzkach strumieniami spływały łzy.
-
Hades... - zdołała wydusić, ale w jej gardle zacisnął się strach – Hades
wstawaj, nie rób mi tego! - wydarła się przytłoczona bezradnością. Odpowiedział
jej grzmot, który zatrząsł górami, a z ich szczytów zaczęły spadać kolejne
głazy. Jeden z nich runął na kopyto rannej nogi obezwładniając konia zupełnie.
Zarżał przeraźliwie, a dziewczyna wzdrygnęła się nie mogąc patrzeć na ból
rumaka. - Nie zostawię cię. - szepnęła i spojrzała w jego bystre oczy, które
nadal przepełnione były zaufaniem. Wzięła jego głowę na kolana i objęła
opiekuńczo. Gorzkie łzy kapały na podkulone uszy konia. Jego powieki były
zaciśnięte, a z gardła wydobywało się charczenie. Splamione krwią włosy kleiły
się do twarzy Adelaide. Szczelnie zamknęła konia w swoich ramionach. Kolejne
skały osypywały się i spadały obok nich. Tak strasznie żałowała, że ciekawość
ją tu zaprowadziła. Kolejna skała runęła tuż nad ich głowami, a gdy usłyszeli
głośne łupnięcie zacisnęli szczęki... Serce waliło jej jak młotem.
Łup, łup, łup. Obijało się o żebra. Łup.
Serce?
Żyła?
Uchyliła
ostrożnie powieki. Znajdowała się w różowej kopule. Zamrugała oczami z
niedowierzaniem. Spojrzała na Hadesa, koń ledwo żył.
-
Pomogę ci. - Usłyszała kojący szept. Uniosła głowę i napotkała wzrokiem
brązowooką blondynkę w szarej czapce. Dziewczyna unosiła dziwnie ręce, a
zdumienie Adelaide sięgnęło szczytów, kiedy zorientowała się, iż to właśnie
brązowooka wytwarza tę kopułę. - Jestem Alex. Nie ma czasu, trzeba pomóc
twojemu koniowi – opuściła dłonie, a różowe schronienie znikło. Po chwili pojawiła
się także ruda dziewczyna.
-
Ludzie z Darkcore uciekli – oznajmiła siedząc w siodle konia o niebieskiej
grzywie.
-
Alex, Liso nie ma czasu trzeba pomóc tej dziewczynie. - Adelaide była pewna, że
ten głos wydobył się z pyska konia. Rozwarła buzię ze zdumienia. Nie
wytrzymała. Miała wrażenie, że jej mózg eksploduje. Film się urwał, zemdlała.
Natłok
wspomnień przyspieszył jej oddech. Odłożyła wszystkie papiery. Zrzuciła z głowy
kaptur. Na jej policzku widniała długa szrama, dotknęła jej czując ból z
tamtego dnia. Siedziała chwilę w ciszy, tak strasznie się bała, że coś pójdzie
nie tak.
Wtem
rozległo się głośne pukanie. Zerwała się z krzesła i popędziła do stajennych
drzwi. Jej wyczekujące spojrzenie napotkało Alex, której mina wyglądała dość
dwuznacznie.
-
Co z nim? - Nie mogła wytrzymać napięcia.
-
Stan stabilny – padła w końcu odpowiedź. Dziewczyna w czapce uśmiechnęła się. -
Założyłyśmy najlepszy implant jaki mieli nasi medycy. Hades nadal będzie mógł
ścigać się z wiatrem. - Do niebieskich oczu Adelaide napłynęły łzy szczęścia.
Przytuliła mocno przyjaciółkę.
Okazało
się, że Jorvik nie jest tak kolorowe jak się zdawało, ale przecież nie można
całe życie patrzeć przez różowe okulary. Najważniejszym było nie poddawać się.
Po kilku miesiącach pracy Hades mógł już
biegać tak jak wcześniej, a nawet stał się jednym z najlepszych wierzchowców
Jeźdźców Dusz. Adelaide rozpoczęła nowy rozdział w swoim życiu. Teraz może nie
tylko zwiedzać Jorvik, ale także zwalczać jego ciemniejsze strony. Wiedziała,
że ta miłość jeźdźca i konia przetrwa nawet najsilniejsze burze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz